Kolejne bastiony żenady padły, gdy Benjamin Netanjahu zgłosił prezydenta Donalda Trumpa do pokojowej nagrody Nobla. Obaj panowie mają z wysiłkami pokojowymi tyle wspólnego, co premier Donald Tusk z podejmowaniem śmiałych politycznych decyzji. Izraelskiego premiera tłumaczy przynajmniej to, że nie marnuje żadnej okazji, żeby podlizać się próżnemu Trumpowi.
Do kogo uderza za to polski premier, nie wiadomo. Na pewno nie do wystrojonych jak na siłownię muskularnych patriotów, dających Niemcom odpór nie notowany od czasów mężnej obrony piastowskiego Głogowa.
A przecież premier mógłby łatwo uniknąć kompromitującego go wrażenia o przespaniu sprawy kontroli polskich granic, gdyby odpowiednio wcześnie zareagował na skandaliczne decyzje Niemców w tej sprawie. Dziś jego szturm na granicę wygląda jak rejterada pod presją krzepkiego aktywu narodowego, spóźniony gest tracącego wyczucie i władzę polityka, chwalącego się jeszcze niedawno, że „jego w Europie nikt nie ogra”.
Być może by tak było, gdyby w katalogu PR-owych chwytów znalazło się miejsce na choćby odrobinę odwagi w podejmowaniu trudnych decyzji. Niestety odwagi tej wystarczyło jedynie do pozbawionego większej politycznej treści publicznego łajania nowego kanclerza Friedricha Merza w sprawie odsyłania nielegalnych imigrantów do Polski. Merz przełknął tuskowe przytyki z uśmiechem tylko po to, żeby potem posadzić go w drodze do Kijowa w osobnym wagonie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.