Postępowanie zainicjowano na podstawie zawiadomienia złożonego przez jednego z najbliższych współpracowników Kurskiego w kampanii — mazowieckiego przedsiębiorcę Daniela W.
W toku śledztwa zabezpieczono co najmniej pięć plików audio z rozmowami między Kurskim a jego współpracownikami, które mogą stanowić dowód nieprawidłowości. Z ich treści wyłania się obraz kampanii prowadzonej z rozmachem, lecz bez względu na obowiązujące przepisy — z udziałem prywatnych sponsorów, darowizn „na słupa”, a nawet z próbą zatajenia przepływu gotówki.
Śledztwo obejmuje wiele wątków
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu Rafał Kawalec potwierdził: „Wszczęte zostało w kierunku czynów z art. 506 pkt 7 ustawy Kodeks wyborczy i inne, a jego przedmiotem są wszystkie okoliczności podniesione w zawiadomieniu”. Zaznaczył jednak, że z uwagi na dobro śledztwa prokuratura nie udziela obecnie dalszych informacji na temat ustaleń czy wykonanych czynności dowodowych.
Do szczegółów dotarli dziennikarze Onetu i Radia ZET. Okazuje się, że sprawa nie dotyczy wyłącznie przekroczenia limitu. Na ujawnionych nagraniach słychać, jak Jacek Kurski — były prezes TVP i jeden z głównych architektów propagandy obozu władzy — planuje, omawia i usprawiedliwia działania, które mogą być niezgodne z prawem wyborczym.
Kampania „na bogato”, ale bez mandatu
W 2024 roku Kurski wrócił do polityki po okresie pracy w Banku Światowym w Waszyngtonie, gdzie zarobił około miliona złotych. Umieszczony na drugim miejscu listy PiS w okręgu mazowieckim, miał duże ambicje i silną potrzebę politycznego powrotu. Kampania była więc spektakularna: gazetka „Express Mazowsza”, setki spotkań, billboardy, a także piknik wyborczy w Wyszkowie z udziałem gwiazd disco polo.
W wydarzeniu zorganizowanym z wielkim rozmachem wystąpili Zenek Martyniuk i Bayer Full. Jak mówił Paweł Gajewski, bliski współpracownik Kurskiego: „Prezes go wyciągnął z d..., bo on już był w karierze, miał dołek. No i te Oczy zielone poszły i on znowu stał się topem top topów disco polo”.
Ale za kolorowymi balonami i muzyką stały także pieniądze. W rozmowie Gajewski mówi wprost: „W żadnym razie nie można mówić, że to jest koncert. Nie wolno tego powiedzieć [...] Ma być piknik, a tak naprawdę to ma być koncert, na który przyjdzie 15 tys. ludzi”.
Kurskiego wspierał nie tylko Gajewski, lecz także Daniel W. — właściciel i udziałowiec kilkunastu spółek. To on sfinansował część wydarzenia i — jak sam przyznał w zawiadomieniu do prokuratury — przekazał Kurskiemu 20 tys. zł w gotówce oraz pokrył inne wydatki na łączną kwotę ok. 60 tys. zł. Wszystko poza oficjalnym komitetem wyborczym.
„Ja z domu już wydałem... z siedemset”
Limit wpłat własnych kandydata w kampanii do PE w 2024 roku wynosił dokładnie 63 tys. 630 zł. Tymczasem Kurski w nagraniach przyznaje, że przekroczył ten próg dziesięciokrotnie.
„Ja z domu już wydałem legalnie: 100, 100, 100, 106, 106, 106... z siedemset” — mówi do współpracownika, który pyta go, czy potrzebuje dodatkowej gotówki. — „Każdą, każdą, każdą.”.. — odpowiada Kurski, nie kryjąc desperacji.
Dodatkowo ujawnia, że pieniądze przeznaczone na jego kampanię — wpłacane przez sympatyków poprzez fundusz wyborczy partii — zostały mu „zabrane” przez centralę PiS. — „Oszuści, ka, zajli nam stówę z mojej kampanii” — słyszymy na jednym z nagrań.
„Zabrali całe 100! A Jezu, jak ciężko.”..
Kurski tłumaczy, że oczekiwano od niego wpłaty 100 tys. zł jako warunku startu z tzw. „miejsca biorącego”.
„PiS. [Skarbnik partii Henryk] Kowalczyk... na partię z mojej kampanii stówę, ka... Kiedy mi Jarosław mówił, że ja nie muszę płacić, bo ja nigdy nie byłem posłem. [...] Umówiłem się, że zabiorą mi 50, a 50 dopłacę później. A zajli całe 100! Ka mać... A Jezu, jak ciężko, ka mać! Wszystko z domu poszło, rozj***em cały dom. Nic nie zostawiłem, 50 tys. zostało mi w banku... Jak nie wygram, to nie mam planu B”.
„Prześlę ci ostatnie 100 tysięcy”
Brakujące środki Kurski próbował pozyskać nie tylko od współpracowników. W jednej z rozmów telefonicznych, którą również zabezpieczyła prokuratura, zwraca się do swojego syna Zdzisława:
„Cześć Zdzisiu. Te 100 tys., które ci przelałem wtedy, na ten... ze spłaty domu. To ocalało ci jeszcze? Żaden tam nie wszedł komornik? [...] Prześlę ci zaraz ostatnie 100 tys., jakie mi zostało z domu i wpłać na moją kampanię. Ja ci prześlę jako darowiznę, a Ty wpłacisz jako swoją wpłatę na moją kampanię. Dobrze? Tak jak kiedyś.”...
Gdy syn wyraża wątpliwości, Kurski uspokaja: — „Nie, nie będzie żadnej afery. Tak jak nie było w 2014 r., kiedy też wsparłeś moją kampanię... Pojechałeś do Szwecji, obrobiłeś 2 tys. hektarów i zarobiłeś. 30 tys. zł, czy 40.”...
Gajewski tłumaczy: „Ojciec może wysłać darowiznę dziecku i wszystko jest legalne”.
„Nie ma chętnych, myślą, że jestem milionerem”
W kolejnych nagraniach słychać frustrację Kurskiego. „To są rzeczy, na które prawo zezwala, ponieważ teraz jest tyle nienawiści i będą śledzić wszystkich ludzi, którzy wpłacają na moje konto, więc nie ma za bardzo chętnych. Ludzie myślą, że jestem milionerem. Nikt nie chce pomagać”.
Daniel W. stwierdza: „Może dlatego, że sami się stali milionerami, to myślą sobie, że oni są milionerami. No to prezes to już w ogóle nie wiem.”..
Reakcja Kurskiego: „To zemsta Tuska”
Poproszony o komentarz przez dziennikarzy, Kurski stwierdził, że nie ma wiedzy o śledztwie. Gdy dowiedział się o jego istnieniu, uznał je za polityczną prowokację.
— Moja kampania w wyborach europejskich była prawidłowo rozliczona. Byłem kandydatem z jedną z największych, jeśli nie największą kwotą wpłat przez komitet wyborczy PiS. Ta sprawa to czarny PR i objaw zemsty – przekazał dziennikarzom.
Jego zdaniem zainteresowanie tą sprawą to „odreagowywanie przegranej przez Tuska kampanii prezydenckiej”.
Daniel W. odmówił komentarza.
Czytaj też:
„Niedyskrecje parlamentarne”: PiS wróciło z grobu, PO trafiła do piekła. „Tusk musi odejść”Czytaj też:
Kurski oskarża dziennikarkę TVP: Bezczelnie wycięła cały sens zdania