Jarosław Kret dla „Wprost”: Nie jestem patriotą, jestem obywatelem i dzieckiem natury

Jarosław Kret dla „Wprost”: Nie jestem patriotą, jestem obywatelem i dzieckiem natury

Jaroslaw Kret
Jaroslaw Kret Źródło: PAP / FOTON
– Patriotyzm to XIX-wieczne pojęcie, które uważam za przestarzałe. Ja nie jestem patriotą, jestem obywatelem i dzieckiem natury – mówi Jarosław Kret. Na pytanie, o jaką Polskę by walczył, odpowiada: – Ja przede wszystkim bym nie walczył, bo dlaczego mam walczyć? Z kim? Przeciwko komu? Ja nie walczę o Polskę, ja mogę walczyć o pokój. O pokój, spokój i dobrobyt dla mojego dziecka. W rozmowie z „Wprost” prezenter mówi też o powrocie do TVP, swoim uzależnieniu od telewizji, tłumaczy, dlaczego nie pije alkoholu i co sądzi o instytucji małżeństwa, a także zdradza plany na emeryturę.

Katarzyna Burzyńska-Sychowicz „Wprost”: Wróciłeś do Telewizji Polskiej po 7,5-letniej przerwie. Jaka to jest telewizja dziś?

Jarosław Kret: To jest to samo, bo wrócili ci sami ludzie. Ci, którzy byli ze mną na wygnaniu. Kiedy zostałem zwolniony, Polsat przyjął mnie pod swoje przyjazne skrzydła. Pracowałem tam 4 lata.

Ale jednak ciągnęło Cię do stacji matki?

Tak, nawet w Polsacie, rozmawiając z tymi, którzy wcześniej pracowali ze mną w TVP, mówiliśmy, że „u nas” to było tak i tak, bo TVP była „nasza”. To jest moja stacja matka, stąd jestem, stąd się wywodzę.

Zmieniło cię to wygnanie?

Zmieniło, bo ja cały czas byłem dzieckiem sukcesu. Nigdy nie zadzierałem nosa, cieszyłem się, że mam fajną pracę, że jestem doceniany, mam swoją wyrobioną pozycję; myślałem, że ta pozycja jest trwała, bo nie jestem dziennikarzem politycznym. Dodatkowo miałem bardzo wysoką akceptowalność widzów. Przedstawiano mi dane, że to jest osiemdziesiąt kilka, pod dziewięćdziesiąt procent akceptowalności – to jest coś niesamowitego.

Również z tego powodu, w momencie, jak się dowiedziałem, że jutro mam już nie przychodzić do pracy, bo mi nie będzie działać przepustka i w ogóle to wynocha, to było dla mnie jak dostać w pysk. Skończyło się deprechą, trzeba było to odchorować…

Straciłeś grunt pod nogami?

Tak, bo pozbawiono mnie stałego źródła dochodu, nie miałem zaplecza, które dawałoby mi świadomość, że mam bezpieczną poduszkę do wylądowania; wszelkie zawory bezpieczeństwa pękły. Nagle nic już nie było stabilne, nic nie było pewne... Wszystko na co liczyłem, przestało się liczyć. Potem miałem jeszcze kilka przygód w życiu prywatnym, które też pewnie wiązały się z tym, że życie zawodowe mi się posypało…

To są czynniki spustowe, które otwierają ci prostą drogę do depresji, a poradzić sobie z tą chorobą nie jest łatwo... To nie jest pstryk i światło. To trwało latami, żebym się otrząsnął i wyszedł na prostą.

Mówisz o tym, że terapia pokazała ci, że bardzo długo byłeś niesamodzielny życiowo – co to znaczy?

Jestem osobą silnie związaną z rodziną, byłem bardzo blisko ze swoimi rodzicami, a jak się jest blisko, to jest się trochę maminsynkiem. Nie w tym sensie, że byłem rozpieszczony, tylko miałem świadomość bezpieczeństwa. Dodatkowo mam brata bliźniaka – czułem to zaplecze, które buduje rodzina. Ale w pewnym momencie, jak to się wszystko rozsypało i się z kimś związałem, od razu tego kogoś też traktowałem jak rodzinę; oddawałem tej relacji całego siebie, wierząc, że to jest bliski związek, relacja stała, nie do zerwania – to była moja niedojrzałość życiowa.

Życie mi pokazało, że wszelkie więzy także potrafią się zerwać: i rodzinne, i nierodzinne. Nikt mnie tego nie nauczył, nikt nie powiedział, żaden dziadek ani babcia, ani mama czy tata, że: Jarek, zabraknie ci kiedyś najbliższych: albo sami odejdą, albo cię porzucą. Tak było w moim przypadku.

Nie brakuje ci relacji z bratem bliźniakiem?

Artykuł został opublikowany w 21/2025 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Ponadto w magazynie