Znany aktor wybił zęby dziennikarce. „Jestem zbyt pijany”

Robert Mitchum uchodził za ikonę amerykańskiego kina noir, ale jego życie prywatne przypominało raczej kronikę kryminalną niż eleganckie wspomnienia z planu filmowego. Choć był nominowany do Oscara i uważany za jednego z najbardziej charyzmatycznych aktorów swojej epoki, to ciągnęły się za nim liczne skandale, rasistowskie komentarze, alkoholowe ekscesy i przemoc.
Robert Mitchum: aktor z talentem i mroczną stroną
Robert Mitchum przez dekady budował wizerunek twardziela z zimnym spojrzeniem i niepokornym charakterem – i był też taki w rzeczywistości. Karierę w Hollywood rozpoczął w latach 40. ubiegłego wieku i błyskawicznie zdobył uznanie. Już w 1945 roku był nominowany do Oscara za rolę drugoplanową w filmie „The Story of G.I. Joe”. Krytycy wychwalali jego naturalność i magnetyzm, ale za kulisami aktor dawał się poznać z zupełnie innej strony.
Mitchum znany był z tego, że pojawiał się na planie kompletnie pijany. „Oni myślą, że nie znam swoich kwestii. To nieprawda. Po prostu jestem zbyt pijany, aby móc je wypowiedzieć” – powiedział kiedyś, nie kryjąc, że uzależnienie od alkoholu to jego codzienność. Reżyserzy i producenci latami przymykali oko na jego ekscesy, bo wiedzieli, że obecność Mitchuma na plakacie gwarantuje sukces kasowy.
W 1982 roku, podczas promocji filmu „That Championship Season”, Mitchum – będący pod wpływem alkoholu – rzucił piłką do koszykówki w fotoreporterkę magazynu „Time”, powodując u niej uraz szyi i wybicie zębów. Sprawa trafiła do sądu, a dziennikarka pozwała aktora na 30 milionów dolarów. Spór zakończył się ugodą, w wyniku której Mitchum zrzekł się wynagrodzenia za udział w filmie.
Jego kontrowersje nie kończyły się jednak na alkoholu. Aktor wielokrotnie szokował rasistowskimi i seksistowskimi wypowiedziami, których nie próbował nawet tłumaczyć. W jednym z wywiadów dla „Playboya” podobno powiedział: „Słowo «rasizm» straciło znaczenie. To tak, jakby powiedzieć, że nie mogę cię nie lubić, bo jesteś czarny. Gdybym powiedział, że cię nie lubię, to już jestem rasistą. To idiotyczne”.
To jednak nie wszystko. W 1948 roku Mitchum został aresztowany za posiadanie marihuany, co w tamtych czasach mogło oznaczać koniec kariery. Ku zaskoczeniu wielu, skandal tylko dodał mu rozgłosu. Jego nazwisko nie znikało z nagłówków, a publiczność – zamiast go potępiać – pokochała jeszcze bardziej. Po krótkim pobycie w więzieniu wrócił na ekrany z jeszcze większym impetem.
Przez lata uchodził za symbol męskości, ale jego relacje z kobietami dalekie były od ideału. Znany był z przelotnych romansów i chłodnego stosunku do partnerek filmowych. „Nigdy nie byłem aktorem. Po prostu grałem samego siebie. To wystarczyło” – powiedział w jednym z ostatnich wywiadów.
Robert Mitchum zmarł w 1997 roku. Pozostawił po sobie ponad 100 filmów i niezliczoną liczbę anegdot – część z nich to legendy Hollywood, inne – świadectwo czasów, w których skandal był po prostu częścią show-biznesu. I choć dzisiaj wiele jego zachowań byłoby nie do zaakceptowania, w złotej erze kina uchodziły mu płazem.