Polska gwiazda była dręczona. „Na porządku dziennym były wyzwiska”

Już 9 maja br. na ekrany kin trafi nowy film Korka Bojanowskiego, zatytułowany „Utrata równowagi”. Poruszająca opowieść o dramatach przeżywanych przez aktorów w szkołach teatralnych skłoniła obsadę do zmierzenia się ze swoimi wspomnieniami. Niektóre z nich są niezwykle bolesne. O własnych doświadczeniach opowiedziała Tamara Arciuch.
Tamara Arciuch była dręczona
Do polskich kin wchodzi właśnie film „Utrata równowagi” w reżyserii Korka Bojanowskiego, poruszający temat przemocy na uczelniach artystycznych. W roli głównej występuje Nel Kaczmarek, wcielająca się w Maję — aktorkę, która poświęca się swojej pasji, choć nie wierzy w siebie. Wszystko zmienia się, gdy na jej drodze staje nowy reżyser. Charyzmatyczny mężczyzna ma poprowadzić studentów do dyplomu. Reżyser, dając Mai rolę Lady Makbet, przywraca jej nie tylko miłość do aktorstwa, ale i wiarę w siebie. Wkrótce okaże się jednak, że to nie przedstawienie dyplomowe będzie głównym celem aktorki, ale zdemaskowanie prawdziwej natury reżysera.
W tej produkcji gra także Tamara Arciuch, która – jak się okazuje – również miała do czynienia z wykładowcami, którzy przekraczali dozwolone granice. W pewnym momencie zastanawiała się nawet, czy nie lepiej byłoby zrezygnować z dalszej nauki. – Już na pierwszym roku szkoły teatralnej słyszałam, że nikt się z nami nie będzie cackał w tym zawodzie, więc im wcześniej „dostaniemy w tyłek”, tym lepiej. Na porządku dziennym były wyzwiska, rzucanie w nas różnymi przedmiotami, wyśmiewanie naszych cech fizycznych czy braku tzw. temperamentu — rozpoczęła, po czym wspomniała o jednej pani profesor.
– Mnie na pierwszym roku jedna pani profesor metodycznie dręczyła na każdych zajęciach. Nie pozwalała mi nawet zacząć zdania. Od razu mówiła: „Źle! Jeszcze raz!”. Kazała kolegom popychać mnie na zajęciach. Wszystko po to, by mnie „otworzyć”. Doprowadzało mnie to do łez. Przed każdymi zajęciami zasychało mi w gardle, pot spływał mi po plecach, drżał w głos – wyznała.
W rozmowie cytowanej przez „Plejadę” Tamara Arciuch wspomniała również, że kiedy rok później jedna z innych studentek, która przechodziła przez to samo, zapytała profesor: „Czemu mnie pani tak dręczy?”, ta odpowiedziała: „Ja cię dręczę? Porozmawiaj z Arciuch. Ona to dopiero będzie miała coś na ten temat do powiedzenia”.
– Siedziałam jednak cicho i zamykałam się w sobie coraz bardziej. Chciałam zrezygnować ze szkoły. Wmawiałam sobie, że skoro nie potrafię znieść presji, to nie nadaję się do tego zawodu. Pomogła mi pani profesor od dykcji – Marta Jurasz — zdradziła, dodając, że przez długi czas nie wierzyła w siebie, lecz dzięki odpowiednim ludziom udało jej się zmienić sposób myślenia.