Gwiazda „Misia” diametralnie zmieniła swoje życie. „Mam małe zoo”
Choć Krystyna Podleska urodziła się w Londynie i właśnie tam rozpoczęła aktorską karierę, to po śmierci rodziców w 1999 roku przeprowadziła się do Krakowa. Aktorka, znana m.in. z filmów Krzysztofa Zanussiego, Stanisława Lenartowicza, Stanisława Barei i Ewy Kruk, mieszkała w Polsce przez kilkadziesiąt lat, jednak jakiś czas temu ponownie zdecydowała się na życiową rewolucję. Teraz o niej opowiedziała.
Krystyna Podleska o życiu na wsi
Krystyna Podleska prowadziła życie w Wielkiej Brytanii, ale nie zapominała o swoich korzeniach i regularnie odwiedzała Polskę. Dzięki rodzinnym znajomościom poznała ludzi z branży filmowej, co zaowocowało propozycjami pracy. Wcieliła się m.in. w główną rolę w „Za rok, za dzień, za chwilę” Stanisława Lenartowicza, a także w Aleksandrę Kozeł w kultowym „Misiu” Stanisława Barei. Do dziś wielbiciele produkcji pamiętają teksty filmowej Oli: „Taka jestem nieubrana” czy „Dzwonię do ciebie, bo niestety nie mogę z tobą rozmawiać”.
Aktorka później przeniosła się do Polski i wraz z mężem Januszem Szydłowskim stworzyła azyl w podkrakowskim domu, równocześnie marząc o mieszkaniu na południu Europy. Kiedy przyszła pandemia i nie mogła jeździć ze swoim monodramem „Mój boski rozwód”, postawiła wszystko na jedną kartę i postanowiła się przeprowadzić. Choć myślała o Włoszech i Francji, to finalnie zdecydowała się na Hiszpanię.
— Nie mogłam grać, więc stwierdziłam, że przynajmniej będę żyć w miejscu, gdzie jest ciepło. Tak sobie kiedyś wymarzyłam, że chcę mieszkać nad Morzem Śródziemnym i się udało. Żyję sobie teraz prosto i spędzam większość czasu na słoneczku na tarasie z moimi zwierzętami. Mam domek położony 35 minut spacerem od morza i do tego są góry obok. Przy domu mam basen dla ochłody. Mieszkam na totalnej wsi i mam tu dużo ziemi. (...) Śmieję się, że mam małe zoo, bo mam osła, kozy, kury, psy... Nie powiem, jest mi tu dobrze — wyznała 77-latka w najnowszym wywiadzie dla „Faktu”.
W rozmowie z tabloidem Krystyna Podleska przyznała, że od zawsze kochała zwierzęta, a w jej domu nigdy nie brakowało czworonogów. — Kocham zwierzęta, ale nie planowałam, że będę miała ich tyle. (...) Muszę przyznać, że to jednak bardzo dużo pracy, ale z drugiej strony, to bardzo mnie trzyma fizycznie i psychicznie w pionie, bo przecież nie jestem pierwszej młodości. Ja zresztą uważam, że zwierzęta zawsze pomagają i dobrze działają na naszą psychikę. To jest wręcz wskazane dla osób, które na przykład mają tendencje do depresji — tłumaczyła aktorka, która od kilkudziesięciu lat jest również wegetarianką.
Następnie artystka wyjawiła, że jej mąż nie zdecydował się na przeprowadzkę i został w Krakowie, przez co ze wszystkimi obowiązkami musi sobie radzić sama. — W 2015 roku założył Krakowski Teatr Variété, którego jest też dyrektorem. Tak kocha ten teatr, że nie było mowy o przeprowadzce ze mną i słusznie, bo on się tam spełnia. (...) Jesteśmy razem od 35 lat, więc jak to mówią w Anglii, nie musimy żyć u siebie w kieszeni — stwierdziła, dodając, że „najbardziej brak jej grania i spotkań z publicznością”. – Ale nie można mieć wszystkiego — skwitowała.