Blanka Lipińska szczerze o nowym projekcie. „Obawiałam się”

Dodano:
Blanka Lipińska Źródło: Newspix.pl / Aleksander Majdański
Pisarka zaangażowała się w nietypowy program podróżniczy, w którym wystąpiła z bliskimi sobie osobami. Blanka Lipińska zdradziła nam kulisy tego formatu.

Od kwietnia do lipca tego roku Blanka Lipińska realizowała wyjątkowy projekt, który już od 25 października mogą podziwiać wszyscy subskrybenci Prime Video. W ciągu tych kilku miesięcy autorka powieści erotycznych, wraz ze swoim partnerem Pawłem Baryłą oraz przyjacielem Marcinem Skurą, odwiedziła pięć krajów – Bali, Norwegię, Japonię, Peru oraz Brazylię. W każdym z nich na oczach kamer doświadczała lokalnych atrakcji, ciekawostek i zwyczajów, a swoimi wrażeniami dzieliła się z widzami. Choć w większości tych miejsc spędziła 7 dni zdjęciowych, zdążyła poznać namiastkę kultury, kuchni czy tradycji tych regionów. Co więcej, opowiadali jej o nich zakorzenieni w danych destynacjach Polacy. W rozmowie z Sabiną Ziębą z „Wprost” Blanka Lipińska opowiedziała o powstawaniu tego formatu i swoich podróżach.

Blanka Lipińska o realizacji „(Nie)Poradnika Turystycznego”

Sabina Zięba: Na samym początku programu, we wstępie, wyraźnie podkreślacie, że jesteście turystami, a nie podróżnikami. Dlaczego tak uważasz? Czy przez to, że lubicie mieć wszystko zorganizowane?

Blanka Lipińska: Podróżnikami dla mnie w Polsce są Przemysław Kosakowski, Martyna Wojciechowska czy Mikołaj Sondej. Kiedy jedziesz do kraju, żeby go zwiedzać, mieszkasz w hotelach, masz zorganizowane zwiedzanie, to jesteś de facto turystą, a nie podróżnikiem. Blanka Lipińska podróżnikiem nie jest i nigdy nie będzie, absolutnie. Kojarzy mi się to z jakimś rodzajem przetrwania, tym, że musisz sobie poradzić, a ja nie lubię wychodzić ze swojej strefy komfortu. Lubię mieć wygody czy na przykład bieżącą, ciepłą wodę, więc to nie jest dla mnie.

A propos wychodzenia ze swojej strefy komfortu. W mediach uchodzisz za twardą, hardą babkę, a w „(Nie)Poradniku Turystycznym” widać twoją wrażliwszą stronę, kiedy chociażby martwisz się o Pawła i Marcina na kajakach w Norwegii. Pokazałaś się widzom z zupełnie innej strony, takiej czułej, delikatnej. Czy to było dla Ciebie wyjście ze strefy komfortu? Chciałaś pokazać się z innej strony?

Nie mam okazji w mediach pokazywać tamtej strony, bo jest ona zarezerwowana dla ludzi, których kocham. W mediach ja jestem po prostu Blanką Lipińską, która napisała „365 dni” i nie ma w nich przestrzeni na to, żebym pokazała się inaczej. Podczas realizacji „(Nie)Poradnika Turystycznego” byli przy mnie ludzie, których kocham, więc widzowie zobaczą coś absolutnie dla mnie naturalnego, czyli właśnie tę troskę, opiekuńczość, bycie „matką kwoką”. Kiedy jestem na czerwonym dywanie czy udzielam wywiadów, to jestem w pracy i wtedy nie mam się nad czym rozczulać. Tutaj faktycznie, można zobaczyć mnie od takiej bardziej prywatnej strony.

Nie miałaś obaw przed zaangażowaniem się w ten projekt ze swoim partnerem, pokazaniem jakichś kulis waszego związku?

Nie wydaje mi się, żebyśmy ostatecznie pokazali jakieś niesamowite kulisy tego związku, bo one są tylko w domu. Jedynie w domu jesteśmy tacy „swoi”, dla siebie, prawdziwi, wyluzowani... Ale czy miałam obawy? Oczywiście. W momencie, kiedy były jeszcze negocjacje, ja te wątpliwości wielokrotnie wypowiadałam na głos. Obawiałam się, czy zamiarem produkcji nie jest wyciąganie na światło dzienne rzeczy, które bym chciała, żeby pozostały wyłącznie moje i Pawła. Natomiast okazało się, że mamy do czynienia z naprawdę fantastycznymi ludźmi, którzy byli dla nas bardzo dużym wsparciem i dawali nam poczucie bezpieczeństwa. Już od samego początku udowadniali nam, że oni nie są po to, żeby „złapać nas” w momentach, które wzbudzałyby sensacje. Umówmy się – jesteśmy tylko ludźmi. Czy się kłócimy? Oczywiście, że się kłócimy, wrzeszczymy na siebie. Pokażcie mi związek, w którym tak nie jest. Mówi się, że jak związek nie jest elektryzujący, to jest wymarły. Wszyscy wiedzą, że tak jest, ale ludzie nie chcą tego pokazywać, nawet nie będąc osobami publicznymi. Na szczęście mieliśmy do czynienia z ludźmi, którzy szanowali naszą prywatność, więc szybko przestaliśmy o tym myśleć i mogliśmy się skupić na doświadczaniu.

Blanka Lipińska i Paweł Baryła w Japonii

Moją uwagę przykuł szczególnie jeden moment. Kiedy jedliście na Bali kolację na klifie na tle zachodzącego słońca, poruszona powiedziałaś, że przepełnia cię wdzięczność. Czy w wielu momentach kręcenia tego programu towarzyszyły ci takie emocje? Albo czy w którymś z odwiedzonych miejsc zetknęłaś się z taką biedą, że po prostu poczułaś, że z całego serca doceniasz to, co masz?

To akurat była dosyć zabawna sytuacja, podczas zdjęć z drona. Nie byliśmy wtedy widoczni w obrazku i wreszcie można było, za przeproszeniem, „rozpiąć pasek”, napić się wina. Dopiero w tym momencie, kiedy po kilku godzinach siadłam i w spokoju zobaczyłam ten widok wokół, doszło do mnie, kto dla mnie gotuje i jaki smak ma wino, które piję. Wtedy powiedziałam do swojego mikrofonu, wiedząc, że ekipa mnie słyszy: „Słuchajcie, jestem bardzo wdzięczna i dziękuję wam wszystkim za to”. Popatrzyłam na Pawła, na Marcina i pomyślałam sobie: „Kurczę, jakie to życie jest świetne”. Dopiero skumałam, co się wokół mnie dzieje. To naprawdę było coś, co mnie uderzyło.

A jeżeli chodzi o biedę... Takie bardzo proste życie, z którym się zderzyliśmy w Peru, ta szczęśliwość ludzi, ich przywiązanie do tej rdzennej kultury, a nie tej, którą im przywiózł biały człowiek lata temu, to, skąd oni się wywodzą, w co wierzą – to sprawiło, że wszyscy mieliśmy taką myśl i czuliśmy wdzięczność. Myślę, że gdyby takiego Peruwiańczyka z gór przywieźć do Warszawy, to on by oszalał. Kiedy jeździliśmy tam samochodem i gapiliśmy się przez szybę, widzieliśmy, że oni naprawdę niewiele mają. Wtedy przychodzi taka refleksja, jacy oni są szczęśliwi, otwarci, jak im niewiele potrzeba. Człowiek zaczyna się zastanawiać, dlaczego mi trzeba więcej i czy tak naprawdę potrzeba mi więcej? Czy to, co mam, nie jest już wystarczające? Zaczyna się rozumieć, że ta radość z życia jest totalnie twoim wyborem.

Ja miałam podobne przemyślenia, ale podczas pobytu na Bali, kiedy widziałam jak w mniej turystycznej części wyspy żyją tubylcy. Zresztą, jak ty, też byłam u Baliana, czyli lokalnego szamana. Jakie emocje ci towarzyszyły podczas wizyty u niego?

Byłam bardzo zdenerwowana – do tego stopnia, że kiedy pisałam mu na kartce, jak się nazywam, to popełniłam błąd we własnym imieniu, zgubiłam literę. On mówi rzeczy, które ewentualnie mógłby wiedzieć o tobie jedynie twój terapeuta. Bliscy tego nie wiedzą, chłopak tego nie wie i myślisz sobie – skąd ten gość siedzący w górach na drugim końcu świata zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę? To było niesamowite. Gdyby nie kamery, to bym tam pewnie ryczała jak dziecko, ale stwierdziłam, że nie będę płakać przed kamerami. To jest jedyne doświadczenie, dla którego mogłabym wrócić na Bali, bo oprócz tego w żaden sposób mnie ono nie urzekło. To w ogóle nie jest miejsce dla mnie.

A patrząc na te wszystkie miejsca, które odwiedziliście w „(Nie)Poradniku Turystycznym”, Brazylię, Japonię, Norwegię, Peru... To jakie punkty najbardziej Cię urzekły? Bo wiemy, że na Bali to wizyta u Baliana.

Tak, na Bali tylko Balian i kolacja na klifie od Fernando – gość naprawdę potrafi wspaniale gotować. Ja generalnie, jak zwiedzam świat, to „zwiedzam świat kuchnią” – co jest dziwne w przypadku osoby, która jest na diecie od 20 lat, ale wtedy sobie naprawdę pozwalam. Uważam, że nie ma lepszego sposobu, żeby daną kulturę poznać, niż zjeść i wypić to, co oni. Nie skusiłabym się tylko na oczy, robaki, pędraki czy cokolwiek żywego. Byłam wychowana na Lubelszczyźnie i od dziecka dawane mi były podroby – to jest dla mnie rarytas. Dzięki temu, że mama zawsze mówiła: „Masz, spróbuj”, teraz próbuję prawie wszystkiego, poza wymienionymi przeze mnie wyjątkami.

Wracając do pytania. Jeżeli chodzi o pozostałe kraje, to w Brazylii kuchnia jest absolutnie zachwycająca, a także niezwykła energia tych ludzi. To nie był mój pierwszy raz z Brazylijczykami i za każdym razem to, co mnie w tym kraju urzeka i powoduje, że mam non stop uśmiech na twarzy, to jest ich sposób bycia. To, jak bardzo oni są wyluzowani. W Norwegii zgniótł mnie po prostu widok. Ja nie miałam pojęcia do czasu tego programu, że istnieje coś takiego jak Lofoty. To był duży błąd, bo to jest miejsce, które jest aż nierealnie piękne. W Peru z kolei pierwszy raz byłam tak wysoko w górach. Tamtejszy widok był przecudowny, jak namalowany, jak z pocztówki. Natomiast Japonia była dla mnie po prostu... dziwaczna.

Z jakiego powodu?

Mam wrażenie, że tam jest coś nie tak, tylko tego nie widać, że tam jest jakieś drugie dno w tej kulturze, którego my, turyści czy podróżnicy, nie odkryjemy. To jest dla mnie bardzo niepokojące. Ale muszę przyznać, że mają niezwykle jakościowe jedzenie. Mimo, że nie lubię surowych ryb, to tam zrobiły na mnie wrażenie – tak, jak krewetka wielkości kota czy krab, który miał nóżki długości mojej ręki. Okazało się, że na północy kraju są bardzo zimne, żyzne wody i tamtejsze zwierzęta rosną do tych rozmiarów. Chłopaki stwierdzili, że krewetkami w takim rozmiarze w końcu można się najeść.

A to, co mnie zaskoczyło w Japonii, to fakt, że jest tam naprawdę tanio, a byłam przekonania, że to drogi kraj. Mało płaci się nie tylko za jedzenie, ale też ubrania – najlepiej lecieć tam z pustą walizką. Sama mam już stamtąd kilkanaście torebek vintage ze znanych domów mody, których normalnie bym nie kupiła. Za równowartość 270 złotych kupiłam na przykład torebkę Gucci, odesłałam ją do renowacji, a tam mi powiedzieli, że po odnowieniu będzie warta 1600 euro. Choć nie każdy lubi takie torebki, które mają po 50 lat, to ja wolę mieć rzeczy unikatowe.

Blanka Lipińska w Japonii

Mówi się, że podróże kształcą. A czy ty masz takie poczucie, że – oprócz wspomnień – coś wyniosłaś z tych podróży? Że czegoś się nauczyłaś?

Moim zdaniem podróże pozwalają złapać zupełnie inną perspektywę i zobaczyć też zupełnie inne podejście do życia. Ja od paru lat już dosyć dużo podróżuję i im więcej wyjeżdżam, tym paradoksalnie bardziej doceniam kraj, w którym mieszkam. Polska to kraj, który jest bardzo bezpieczny, czysty... Uważam, że jeżeli na ten kraj ktoś narzeka, to naprawdę nie poznał za dużo świata. Kręcąc na przykład drugą i trzecią część filmu przez ponad 6 tygodni mieszkaliśmy we Włoszech. Ja wtedy cholernie tęskniłam za językiem polskim, krajem, ludźmi, rodziną... Przekonałam się, że nie jestem w stanie żyć nigdzie indziej. Nauczyłam się w Polsce kochać każdą porę roku.

Jedynie można się zastanawiać – skąd jest ten nasz mental? Dlaczego my, Polacy, jesteśmy tacy wredni, pozamykani i nieprzyjemni? Dzięki poznawaniu w podróży ludzi z innych państw, chociażby niezwykle otwartych Amerykanów, często człowiek dostrzega te różnice i zdaje sobie sprawę, że może pewne rzeczy wprowadzić do swojego życia i je zmienić. Dzięki wyjazdom, można nauczyć się być bardziej otwartym, przyjacielskim, a także zrozumieć, że marudzenie i narzekanie na nasz kraj nie ma absolutnie żadnego pokrycia z rzeczywistością, bo naprawdę jest tu nieźle.

Powiedz mi, jak się zmieniał twój sposób podróżowania na przestrzeni lat? W „(Nie)Poradniku Turystycznym” wspominasz, że teraz, kiedy masz pieniądze, możesz polecieć wszędzie, ale chyba już wcześniej lubiłaś podróżować.

To prawda, zawsze lubiłam podróżować, tylko robiłam to rzadziej, bo musiałam sobie na te podróże uzbierać. Nocowałam w gorszych hotelach, nie latałam biznes klasą, zwiedzałam bliższe miejsca... Tak naprawdę za ocean poleciałam dopiero, jak już byłam TĄ Blanką Lipińską. Teraz ludzie pokazują w social mediach, jak można podróżować tanio, ale wtedy, prawie 10 lat temu, tego nie było. Nie miałam takiej nonszalancji w tym podróżowaniu. Teraz mam wybór. Mogę sobie pozwolić na droższy hotel albo – tak jak podczas nadchodzącego wyjazdu z Pawłem do Barcelony, bo zawsze tam obchodzimy rocznice – na budżetowy pokój. Nadal nie wydaję pieniędzy na wielki apartament, kiedy wiem, że w ogóle nie będę w nim siedzieć. Dla mnie ma być tylko czysto, dobra lokalizacja i łazienka.

Mówisz, że co roku jeździcie do Barcelony. Masz wiele takich miejsc, do których lubisz wracać? Nie nuży Cię to?

Nie, bo za każdym razem i tak odkrywam coś nowego. W Barcelonie z Pawłem po prostu się gubimy i zawsze znajdujemy jakieś wyjątkowe miejsce, jak np. 100-letnią kawiarnię. Są takie miasta, w których się zakochuję i mogłabym tam często wracać. Jest to chociażby właśnie Barcelona, Nowy Jork czy El Gouna w Egipcie, którą nazywam swoim drugim domem. Podczas realizacji „(Nie)Poradnika Turystycznego” nie mieliśmy czasu, by tak naprawdę pobyć w tych miejscach, pooddychać, doświadczyć.

W jednym z odcinków powiedziałaś: „Nie ma znaczenia, jak jesteś na drugim końcu świata, ale sam”. Czy to znaczy, że nie zdarzyło Ci się podróżować samej? Czy po prostu lubisz wyprawy tylko w towarzystwie.

Zdarzyło mi się podróżować samej i wiem, że to nie jest dla mnie. Ja bardzo lubię dzielić się emocjami z osobą, którą kocham i – przede wszystkim – lubię. Zatrzymać się z nią, mieć z nią wspomnienia... Taką osobą jest Paweł, dlatego nie wyobrażałam sobie tego programu bez niego. Mam przyjaciela Krzysztofa, który podróżuje sam i bardzo mu zazdroszczę, że nie potrzebuje nikogo, żeby doświadczać, a na miejscu zawsze znajduje ludzi, z którymi tworzy sobie ten świat samodzielnie. Ja tak nie umiem. I nie chcę.

Zdarza się, że ludzie uciekają od problemów w podróże. Chcąc się oderwać od trosk, które mają na miejscu, szukają pocieszenia i odskoczni gdzieś indziej. Wiadomo, że to nie naprawi kłopotów, ale może dać inne spojrzenie. Byłaś kiedyś w takiej sytuacji?

Zdarzyło mi się to 7 lat temu, jak byłam po bardzo trudnym związku i rozstaniu. Nie miałam pracy, nie wiedziałam, co zrobić ze swoim życiem. Miałam wynajęte mieszkanie na rok i trochę oszczędności. Wtedy po prostu wsiadłam w samolot i poleciałam właśnie do El Gouny. Mieszkałam pół roku między nią, a Trójmiastem, pływałam na kajcie i zastanawiałam się, co dalej. Brałam pod uwagę nawet to, żeby zostać instruktorem. To był 2017 rok i w końcu stwierdziłam, że wydam książkę i zrobię z niej bestseller. Więc tak, ten jeden raz „uciekłam”, natomiast teraz, z perspektywy czasu, jak mnie o to pytasz, to nie wiem, czy mi to pomogło. Po prostu lepiej było wyjechać niż podejrzewam popaść w depresję w Polsce. Przynajmniej coś w moim życiu się działo, była lepsza temperatura i dużo słońca.

A jeszcze jest jakaś podróż, o której jakiej marzysz? Jaki kierunek chciałabyś odwiedzić?

Bardzo chciałabym polecieć do Australii, zobaczyć, czy te wielkie krokodyle i pająki wielkości kotów to nie mit. Poza tym RPA, Seszele, Chiny, a także Ameryka Południowa – Wenezuela, Kostaryka, Kolumbia. Jestem ciekawa, czy jest tam tak, jak słyszałam od znajomych i widziałam na Instagramie. Bardzo chciałabym zobaczyć też Kanadę, ale tę dziką, leśną, a także pomieszkać przez kilka miesięcy w Nowym Jorku, wynająć mieszkanie na Brooklynie i w nim pożyć, zobaczyć, jak to jest. Proponowałam to już nawet Pawłowi, ale zatrzymują mnie ceny, bo to jest, po Paryżu, chyba drugie najdroższe miejsce, w jakim byłam.

Paweł Baryła, Blanka Lipińska i Marcin Skura

Źródło: WPROST.pl
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...