Pracownicy hotelu są winni śmierci Liama Payne'a? „To jest to, czego nikt nie rozumie”
Liam Payne zginął 16 października około godziny 17:00 czasu lokalnego w Buenos Aires. Członek zespołu One Direction spadł z trzeciego piętra hotelu Casa Sur, doznając bardzo poważnych obrażeń. Mimo przybycia służb, nie było możliwości jego reanimacji, ponieważ „miał złamanie podstawy czaszki”. Sekcja zwłok z kolei wykazała, że „nie przyjął odruchowej postawy obronnej i mógł upaść, będąc w stanie półprzytomności lub całkowitej utraty przytomności”. Teraz światło dzienne ujrzały kolejne fakty w tej sprawie.
Liam Payne miał problemy finansowe
Źródło „Daily Mail” ujawniło, że brytyjski piosenkarz musiał opuścić USA, by odnowić swoją wizę, dlatego udał się początkiem października na kilka dni do Argentyny. Przez wcześniejsze wizyty na odwykach Liam Payne musiał jednak przejść dodatkowe badania, co przedłużyło jego pobyt. Finalnie miał umówioną wizytę w ambasadzie na czwartek, czyli dzień po swojej śmierci. Choć planował wrócić do Miami, nie zdążył.
Dotychczas ujawniono, że chwilę przed śmiercią wokalista zachowywał się agresywnie i nieprzewidywalnie. Widząc to, pracownicy hotelu powiadomili służby, prosząc je o przyjazd. – Zatrzymał się u nas gość, który jest pod silnym wpływem narkotyków i alkoholu. Gdy jest przytomny, niszczy wszystko w pokoju. (...) Przebywa w pokoju, w którym jest balkon. Martwimy się, że może narazić swoje życie – tłumaczył recepcjonista w rozmowie z dyspozytorem.
Gdy funkcjonariusze wkroczyli do zniszczonego pokoju piosenkarza, znaleźli tam butelkę whisky, klonazepan (stosowany w leczeniu stanów lękowych i zapobieganiu napadów padaczki), proszek przypominający kokainę oraz inne przedmioty mogące wskazywać na zażywanie narkotyków. Policja wstępnie podała, że 31-latek mógł być też pod wpływem silnego środka halucynogennego „cristal”. Później wyszło również na jaw, że od godziny 11:30 do 16:00 z Liamem Paynem przebywały dwie 25-letnie prostytutki. Kobiety zeznały, że gwiazdor nie chciał zapłacić za ich usługi. Teraz ujawniono, dlaczego.
Kilka dni przed tragedią wytwórnia Universal Music, z którą Liam Payne miał lukratywny kontrakt, zerwała z nim współpracę. Powodem był fakt, że wokalista od dawna nie wydawał żadnych nowych utworów. Przez to zaczęły się jego kłopoty finansowe. Karty kredytowe 31-latka przestały działać, dlatego większość czasu w Buenos Aires spędzał w pokoju.
Biorąc pod uwagę te wydarzenia, w rozmowie z „Daily Mail” osoba blisko związana z rodziną gwiazdora zastanawiała się, jak piosenkarz zdobył narkotyki, nie mając na nie funduszy. Okazało się, że śledczy podejrzewają, iż narkotyki mogły zostać dostarczone przez „kogoś z hotelu”. Podobno obiekt przeprowadził już wewnętrzne dochodzenie i po tragedii zwolnił co najmniej jednego pracownika. Pretensje do osób z Casa Sur ma również bliski znajomy celebryty. Mężczyzna stwierdził, że skoro Payne miał drgawki, to hotel powinien natychmiast wezwać karetkę, a nie zostawiać go w pokoju z otwartymi drzwiami na balkon.
– Jeśli Liam miał drgawki, dlaczego hotel nie wezwał natychmiast karetki? To jest to, czego nikt nie rozumie. Nigdy wcześniej nie miał drgawek. Jeśli był tak chory, dlaczego ktoś odprowadził go do pokoju i zostawił samego, z otwartymi drzwiami na balkon? – grzmi.