Ofiara Dagmary Kaźmierskiej ujawniła zatrważające szczegóły. „Groziła, że załatwi nasze rodziny”
Kiedy kilka lat temu Dagmara Kaźmierska pojawiła się w show TTV pt. „Królowe życia” stopniowo zaczęła zdobywać masę fanów. Jej sposób bycia wzbudzał sympatię wśród widzów programu, mimo kryminalnej przeszłości – celebrytka bowiem nie ukrywała, że w przeszłości przebywała w więzieniu za sutenerstwo. Przerażające szczegóły z tego etapu w jej życiu ujrzały jednak światło dzienne dopiero kilka tygodni temu, po tym, jak pożegnała się z „Tańcem z gwiazdami”. Teraz z kolei jedna z jej ofiar udzieliła wywiadu.
Ofiara Dagmary Kaźmierskiej przerwała milczenie
Dzięki śledztwu dziennikarskiemu serwisu „Goniec”, do mediów dotarły zdumiewające informacje na temat Dagmary Kaźmierskiej. Celebrytka w przeszłości prowadząc agencję towarzyską „Heidi”, miała nie tylko pobić pracownicę i zlecić jej zgwałcenie, ale także skatować inną, ciężarną kobietę. Po ujawnieniu tych szczegółów, celebrytka wydała oświadczenie, w którym napisała, że „jest tylko człowiekiem” i „nigdy nie ukrywała, iż prowadziła klub towarzyski”. Podkreślała jednak: „Klub towarzyski, a nie miejsce do gnębienia kobiet”.
Teraz z kolei „Goniec” miał dotrzeć do jednej z ofiar „Królowej życia”, która zdradziła, że została niegdyś brutalnie pobita przez celebrytkę. Mimo upływu czasu, jej koszmar się jednak nie skończył, a przyczyniły się do tego media. – Gdy zobaczyłam ją w telewizji, pomyślałam, że mam zwidy. Że wróciła mania prześladowcza z czasu rozprawy, gdy groziła mi ona i jej gang. (...) Proszę i apeluję, by kolejne skrzywdzone przez nią kobiety opowiedziały swoje historie na głos. Jest ich wiele – zaapelowała i odnosząc się do zachowania Dagmary Kaźmierskiej, opowiedziała swoją historię.
– Ona w telewizji pokazuje taką miłą twarz... Że niby taka babeczka pozytywna, czasem przeklnie, coś tam stłucze, czasem się awanturuje w restauracji o jakąś porcję i tak dalej, ale to, że niby takie dobroduszne przeklinanie, zadzieranie nosa, taka komedia dla ubogich duchem. No ona właśnie taka jest. Ale tylko w momencie, kiedy wszystko idzie po jej myśli, kiedy się wykonuje jej polecenia, kiedy jest się takim jej tresowanym pieskiem. Taka milutka była też dla mnie na początku – zaczęła.
– Ale w momencie, kiedy ona słyszy „nie, ja tak nie chcę” albo „nie, ja tak nie zrobię”, bądź „to koniec, odchodzę” to wtedy właśnie ona staje się... demonem, no nie mogę inaczej tego opisać. W jednej sekundzie potrafi się zmienić w bestię gotową zgładzić i zdeptać wszystko w jej polu rażenia. Jednej dziewczynie potrafiła zęby powybijać. Dosłownie – chodziła tam bez zębów, bo jej Dagmara wybiła. Mnie biła, kopała, szarpała za włosy, rzucała jak szmacianą lalką. Wrzeszczała przy tym i zawsze coś groziła, że jak nie nas, to nasze rodziny załatwi. Tam nawet nie było jak się porozumieć ze sobą, dobrze poznać. Dziewczyny nie podawały swoich prawdziwych imion, żeby pewnie nie znalazły się poza pracą i nie próbowały razem zeznawać, też napuszczane na siebie byłyśmy. Taki ciągły lęk, stres, nieufność była – dodała.
Podczas rozmowy była pracownica Dagmary Kaźmierskiej opisała też, jak wyglądał dom publiczny „Heidi”. – Tam były jedne drzwi otwarte, przy których wiecznie ktoś siedział. Dlatego dziewczyny uciekały przez okno. Ja pamiętam ten klub dokładnie. Było brudno i obskurnie, zakurzone automaty do gry, na ścianach zdjęcia Dagmary i jej syna, obok rura do tańczenia, wokół niej kanapy dla dziewczyn czekających, aż klient wskaże na którąś palcem. Później wchodziło się na górę. Tam był długi korytarz, taki hol, po bokach pokoje – mówiła.
– Była też sauna. Malutkie pomieszczonko takie. Ale sauna była nieużywana. No chyba, że trzeba było czasami jakąś dziewczynę przymknąć w tej saunie, to też się zdarzało — podkreśliła, ujawniając, że zamykanie w saunie było formą kary dla pracujących tam dziewczyn.