Robert Motyka o ojcostwie w cieniu kabaretu: Przeprosiłem syna za to wszystko
Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Słyszałam, że niedługo będziesz obchodził okrągłe urodziny.
Robert Motyka: Pięćdziesiąte.
I jak się z tym czujesz?
Normalnie, bo zdaję sobie sprawę, że przemijanie to normalna sprawa. Oczywiście każdego ranka patrzę w lustro, a ostatnio patrzę z takim trochę żalem… Widzę, że te zmiany jednak się szybko posuwają, bo to i zmęczenie, i trochę stres, i taka praca, głównie w rozjazdach, na walizkach, więc mało jest czasu na to, żeby się zregenerować.
Więc jak rano budzę się i tak wstaję, i patrzę: Czy to ja, czy to mój ojciec? (…)
Coraz częściej wpadają mi w rękę jakieś tiktoki, ostatnio mówiłem żonie, że są takie fajne operacje, że „tutaj się naciąga i tego nie widać”.
Słuchanie podcastu i czytanie całości treści w dniu premiery nowego odcinka dostępne jest jedynie dla stałych Czytelników „WPROST PREMIUM”. Zapraszamy.Odcinek dostępny jest w ramach promocji:
Ale z przymrużeniem oka opowiadasz o tych tiktokach, czy byłbyś skłonny coś tam sobie poprawić, wstrzyknąć, naciągnąć?
Kocham filmy Clinta Eastwooda, uwielbiam go. Od czasów „Brudnego Harrego”, od razu mówiłem, że on już wtedy był stary. Teraz, kiedy już jest po 90., już jest starszym, bardzo leciwym panem, wciąż jednak kręci i te wszystkie zmarszczki są wyrazem charakteru, przejścia określonych doświadczeń, one mówią coś.
Czy mógłbym sobie coś zrobić? Raz przeżyłem taką przygodę, to jest jakaś taka lwia zmarszczka (Motyka pokazuje miejsce – red.). I żona do mnie kiedyś mówi: „Słuchaj, masz takie coś po ojcu, musimy coś z tym zrobić”. To było z 10 lat temu. Odpowiedziałem, że mi to w ogóle nie przeszkadza, to jest w ogóle fajne, zresztą aktor kabaretowy na scenie gra twarzą, dużo rzeczy trzeba wyrażać i ta elastyczna, prawdziwa twarz jest bardzo potrzebna.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.