Katarzyna Błażejewska-Stuhr dla „Wprost”: Tę sytuację może uratować tylko konkretna pomoc od państwa
Aleksandra Krawczyk: Pani i Pani mąż kolejny raz zaangażowali się w pomoc uchodźcom. Wiem, że obecnie mieszka u Państwa już kolejna rodzina. Jak wyglądają formalności?
Katarzyna Błażejewska-Stuhr: Tak, to prawda, dwa lata temu mieszkała u nas Madina – Czeczenka z trójką dzieci. Z powodu pandemii straciła pracę, dlatego zamieszkała u nas i po prostu ją zameldowaliśmy. Teraz stara się o mieszkanie socjalne, ale z powodów formalnych musiała wyprowadzić się w związku z tym od nas. Następnie zaprosiliśmy do naszego domu Marwę, dziewczynę, która próbowała dostać się do swoich rodziców do Niemiec i niestety wybrała znany nam wszystkim szlak przez Białoruś. Marwa przebywała w polskim lesie przez 10 dni, niemal zamarzła, była w stanie hipotermii. Całe szczęście wszystko dobrze się skończyło, a kiedy rodzice przyjechali po nią do Polski i załatwiali formalności, cała trójka mieszkała na trochę u nas.
W obecnej sytuacji, gdy w Ukrainie wybuchła wojna od raz zgłosiliśmy gotowość. W szkole, do której chodzi mój starszy syn, funkcjonuje specjalny punkt dla uchodźców. Wolontariusze, którzy tam działają, w tym również ja, łączą osoby, które potrzebują schronienia z osobami, które chcą je zaoferować. Jest tam kilkanaście miejsc do spania, ale to tylko przechodni etap. Na początku zatrzymywały się tam osoby, które wiedziały, dokąd jadą dalej i chciały odpocząć, albo czekały, aż przyjedzie po nie np. rodzina. Tym sposobem trafiła do nas ukraińsko-afgańska rodzina, rodzice i dwie córeczki, potem dojechał do nich syn. Byli u nas przez kilka dni, a potem pojechali do krewnych do Belgii.
Teraz coraz więcej jest osób, które nie mają pojęcia, dokąd się udać. Nie znają nikogo za granicą, są potwornie zagubieni. W tej sytuacji, żeby zaopiekować się migrantami nie są potrzebne żadne formalności, wystarczą chęci. Punkt, który o którym wspomniałam ma też magazyn niezbędnych rzeczy jak produkty spożywcze z długą datą ważności czy produktów higienicznych. Uchodźcy dostają coś na kształt wyprawki. Mamy też zaplecze osób, które pomagają w kwestiach prawnych. Od blisko dwóch tygodni mieszka u nas kolejna rodzina. To Ukrainka Irina, która uciekła z Kijowa z dwójką dzieci i kotem, a po drodze zabrała ze Lwowa dwójkę dzieci swoich znajomych, którzy walczą w armii.