„Na dobre i na złe” w ogniu krytyki. Kaszubi piszą o „powielaniu stereotypów”, twórcy się bronią
Kontrowersyjny odcinek serialu „Na dobre i na złe” wyemitowany został 12 stycznia na antenie TVP 2. W nim serialowy Falkowicz, w którego wciela się Michał Żebrowski, rusza w Polskę, aby poznać w końcu swoje korzenie. W końcu dociera na Kaszuby.
Powierzchowność i powielanie stereotypów w „Na dobre i na złe”?
Tuż po emisji nowego epizodu media społecznościowe zalała fala komentarzy krytykujących twórców za przedstawienie Kaszubów w złym świetle. Wpisy, które dodali niezadowoleni fani serialu, traktowały głównie o ukazaniu ich jako „zacofanych alkoholików” czy „kosmitów, mieszkających w domkach dla krasnali”.
„Jestem Kaszubką. Skacząc po kanałach, usłyszałam język kaszubski, zostałam więc oglądam i... myślałam, że oczom i uszom nie wierzę. Cringówa jakich mało. Jak już chcieliście pokazać Kaszubów i tradycję np. pogrzebową na Kaszubach, to trzeba było zrobić to, jak Pan Bóg przykazał. To, co pokazaliście, to nie jest nawet groteskowe” – czytamy w jednym z komentarzy. „Powierzchowność i powielanie stereotypów, niestety bierze się z lekceważenia i niechęci do bliższego poznania istoty kulturowej mniejszości” – podkreślała inna internautka.
Produkcja „Na dobre i na złe” odpowiada na zarzuty
Krytyka dotarła do twórców serialu, którzy postanowili odpowiedzieć na zarzuty. Karolina Baranowska z Artramy przesłała do portalu Plejada.pl oświadczenie, w którym czytamy: „Nie mamy poczucia, aby nasza produkcja pokazywała społeczność Kaszubów w złym świetle, bo po emisji odcinków zdecydowanie przeważają pozytywne komentarze. W serialu pokazaliśmy przepiękne kaszubskie plenery, język kaszubski i zanikające tradycje. We wsi Juszki spotkaliśmy samych uprzejmych i gościnnych mieszkańców, a do ról kaszubskich zatrudniliśmy prawdziwych Kaszubów. Nie zapominajmy, że jest to serial fabularny, a nie dokumentalny i tak, jak nie istnieje Leśna Góra, tak nie istnieje Barania Huta”.