Piotr Fronczewski miał atak serca. „Trzeba było mnie trzepnąć i zastosować kardiowersję”
– Byłem zrelaksowany, rozluźniony, poszedłem do kina, kupiłem sobie coca-colę i popcorn. I nagle coś zaczęło się dziać w klatce, ale to było coś innego od tego, do czego byłem przyzwyczajony – wyznał aktor. – Pierwszy atak był agresywny, nie wiedziałem, czy serce wyskoczy mi uszami, nosem, ustami. Opuściłem salę kinową, wsiadłem w samochód i nie wiedziałem, co robić – może pojadę do domu, może wezwę karetkę... – opowiadał. W końcu, jak mówił, zdecydował się sam pojechać do szpitala. – Postanowiłem jechać, jechałem tak, jak się dało – po trawniku, po torach tramwajowych na moją ulubioną Hożą na oddział kardiologiczny. Tam stwierdzono to, co trzeba było stwierdzić. Czekałem na reakcję farmakologiczną, ale nie nastąpiła, więc trzeba było mnie trzepnąć i zastosować kardiowersję – usypiają cię, nie zdążysz mieć snu, budzisz się i wszystko ci normalnie stuka, puka – mówił.
Jak tłumaczył aktor w rozmowie z Michałem Figurskim, problemy z sercem towarzyszą mu od dawna. – Jestem człowiekiem arytmicznym… w sensie kardiologicznym – żartował. – Od dłuższego czasu mi to towarzyszy, do tego pojawiły się napadowe migotania przedsionków, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Oswojony byłem ze swoją arytmią – mówił. 73-letni aktor wyznał, że cieszy się już dobrym zdrowiem. – W tej chwili jestem naprawiony – zapewnił.