„Wzruszenie, stres, odpowiedzialność, ale MAMY TO” – napisała w sieci Socha-Jakubowska informując wspólnie z Anną Hernik o finale internetowej akcji i pokazując dowód przelewu gigantycznej kwoty, która już zasiliła konto WOŚP.
Cztery kobiety z „traumatycznymi doświadczeniami dotyczącymi systemu ochrony zdrowia w Polsce” z Izabelą Leszczyną chcą rozmawiać o tym, jak zmienić koszmarną rzeczywistość polskich SOR-ów, opiekę nad pacjentami paliatywnymi, jak walczyć o lepszą diagnostykę i leczenie chorób rzadkich, o wprowadzanie metod leczenia, które dostępne są nawet w... krajach Trzeciego Świata, a których do niedawna brakowało w Polsce. Jak uczyć lekarzy komunikacji i walczyć z ignorancją, jak nie tylko „rodzić po ludzku”, ale i umierać „po ludzku”, z godnością.
Czytaj też:
Wielki sukces czterech kobiet. 108 tysięcy na spotkanie z Leszczyną. Ministra reaguje
Zbiórka na spotkanie z Leszczyną. Jak to się zaczęło
Anita jesienią pożegnała ukochanego, niespełna dwuletniego synka Noah. Anna towarzyszyła w chorobie swojemu mężowi, Jankowi, który zmarł na glejaka. Aleksandra przeszczep wątroby musiała przejść w Indiach, bo w Polsce lekarze nie dawali jej żadnych szans. Paulina jest dziennikarką i poznała historie tych herosek w podcaście, który tworzy.
– Po pierwsze, nie wyobrażałam sobie, by te historie porzucić, odhaczyć, zapomnieć o nich. One we mnie siedziały. A po drugie, każda z nich otworzyła starannie zamykane przeze mnie szuflady z koszmarnymi wspomnieniami związanymi z chorobą i pożegnaniem mojej mamy. Tego, jak jako pacjentce odbierano jej godność, a nas, rodzinę traktowano w pogardliwy sposób. Zresztą kawałek tej mojej, rodzinnej historii opisałam przed dwoma laty w artykule. Dziś już wiem, że nie chcę przechodzić nad tym wszystkim do porządku dziennego. Sytuacja w ochronie zdrowia musi się zmienić, a jeśli wygrywając licytację nie tylko pomagamy WOŚP, ale też otwieramy sobie drzwi do spotkania z panią ministrą, do rozmowy z szefową resortu odpowiedzialnego za ten stan rzeczy – to było o co walczyć – mówi Socha-Jakubowska.
Czytaj też:
Zmarł Jan Hernik. Jego żona niedawno mówiła: „Dziękujemy za każdy dzień”
Jak dodaje, nie chodzi tylko o sprawy organizatorek akcji, a „o rzetelną rozmowę o sytuacji WSZYSTKICH pacjentów, w czasie której perspektywa samych chorych, czy rodzin osób towarzyszących w chorobie, nie byłaby tylko przystawką, a daniem głównym”.
Do zbiórki dorzuciły się 4334 osoby.
„Dorzucam się w imieniu taty”
„Czyjaś córka” dorzucając datek napisała: „Dorzucam się w imieniu mojego Taty, który 5 tygodni cierpiał na chirurgii, nie było dla niego i jego rodziny ani empatii, ani współczucia, ani litości, było sporo gratisowego cierpienia fizycznego i psychicznego. A na sam koniec umierał sam, nikt nie powiadomił rodziny, bo 'tu jest szpital'. Minęło ponad 6 lat, my nadal nie podnieśliśmy się z żałoby i traumy i braku wiary w ludzi. Jeśli macie nadal nadzieję, że coś można zmienić, to nie poddawajcie się. Może dzięki Wam kiedyś w przyszłości jakiś Tata i córka będą się mogli pożegnać”.
Katarzyna: „Moja mama trafiła w maju 2024 na SOR w stanie zagrażającym życiu z migotaniem przedsionków. Spędziła tam 36 godzin, z czego 12 na krześle, potem 24 na sali ogólnej. W warunkach urągających godności. Po 36 godzinach została wypisana do domu z powodu braku miejsca na oddziale. Kiedy w grudniu stan mamy znowu się pogorszył, odmówiła wezwania karetki ze strachu, że trauma z SOR-u znowu się pogorszy. Zmarła w domu. Po kontakcie z zespołem karetki i lekarzem wystawiającym kartę zgonu, wiem o jakiej traumie mówiła. Wierzę, że małymi krokami i dzięki PANIOM i pacjenci i osoby towarzyszące odzyskają godność”.
Ale wśród wspierających nie brakowało samych lekarzy, czy ogólniej – pracowników ochrony zdrowia.
Zuzanna: „Jestem studentką i jako przyszły lekarz chciałbym móc realnie pomagać pacjentom, a nie walczyć z systemem, dlatego trzymam kciuki i dziękuję za waszą akcję”.
Tu przeczytasz więcej o zbiórce.
Czytaj też:
Anna Hernik: Codziennie pytam męża, czy on czuje, że zbliża się koniecCzytaj też:
Pediatryczka Ola: W Polsce usłyszałam, że zostały mi 3 miesiące. Ale popatrz, wciąż żyję
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.